Tygodnik Economist broni Kataru. Politycznie wcale nie taki zamordyzm jak mu przyprawili. Na tle argentyńskiej junty, taksówkarza z Leningradu czy towarzysza Xi właściciele telewizji Al - Jazeera wyglądają postępowo. W porównaniu z USA czy Europą Katar to także raj dla imigrantów, którzy stanowią tam trzy czwarte społeczeństwa. Darmowe leki, otwarte samochody i specjalny sklep z wieprzowiną. Kontrola bezpieczeństwa pracy od wielu lat sroga a pensje według potrzeb i wielokrotne do kraju pochodzenia. Penalizacja sodomii w ramach religijnej walki z kopulacją poza małżeństwem a nie jako wyraz jakieś specjalnej nietolerancji.
P.S 1
Jest w archiwach BBC wywiad z Anglikiem, który pięćdziesiąt lat temu jako nastoletni chłopiec był przymusowo leczony z homoseksualizmu elektrowstrząsami w londyńskim szpitalu. Przepis obowiązywał do 1967 roku.
P.S 2, piłkarskie:
Niedziela, 20 listopada.
Wieje, pada, Katar, flandra. Wczoraj fala w mediach zgrozy, że słowa nie dotrzymali i piwa sponsora pić nie można będzie przy stadionach. Tego prócz na odbyt knebel i w ogóle apartheid. Do dziś boli mnie dusza za moje w internecie drwiny z Kazikowej Legii, ręka na serce nie pamiętałem wtedy, że ona ci jego jak Zbyszko Danusi w Krzyżakach.
Bo przeca kto bez winy niech pierwszy piłką kopnie. Ja miałem swój ostródzki Sokół ze stadionu przy jeziorze. Do dziś pamiętam ryk szczęścia na trybunach, których chyba nigdy tam nie było, gdy niejaki Bałaban miast w bramkę z wolnego wraże genitalia w murze drużyny przeciwnej był trafił.
Można powiedzieć, że każdy ma taką ligę Legię na jaką zasłużył.
Moja, mimo że okręgowa to też dawała poprzeżywać i powspominać. Albo taki mecz Widzewa z Parmą w Lidze Mistrzów. Wtedy przy okazji zrozumiałem, że nic, ale to nic z piłki nie rozumiem, bo nie dość, że za akcją nie nadążałem to jeszcze byłem świadkiem debiutu niejakiego Cannavaro, na którego od razu uwagę w przeciwieństwie do mnie zwrócił siedzący obok mój przyjaciel, wytrawny kibic Jacek O., co to pamiętał składy narodowe z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku a teraz to i tysiąclecia.
Ale ja nie o tym. Łódzki stadion pełen był po brzeg, gdy na trybunie zasiadł sam Zbigniew Boniek. Podsłuchałem jego dialogu z kimś ze stadionowego personelu: ,,O Zibi, fajnie że przyszłeś, dawno cię nie było. Co u ciebie?" Na co gwiazda międzyplanetarna futbolu niebiańskiego odpowiedziała : ,, Wszystko dobrze, a co u pana panie Tadziu?" Otóż to właśnie, o pana Tadzia czyli Tadeusza tutaj chodzi. Wszystkie te Widzewy, Legie i Sokoły nic nie byłyby warte bez tego co wokół: emocji, miłości, uczuć niskich i wysokich.
Futbol wtedy był jak zdrowie, a ile go trzeba było cenić ten tylko się dowie, kto widział siódmy gol z Haiti albo puste balkony trzeciego lipca 1974 roku osiedla przy ulicy Kozaka w niemiecki półfinał na wodzie. Trzy dni wcześniej pierwszy raz w życiu pocałowała mnie dziewczyna mówiąc, żem śliczny a dwa miesiące później poszedłem do pierwszej klasy szkoły podstawowej numer trzy w Ostródzie.
Magię zakosiła mamona, żwawa i trująca niczym rtęć. Mogła Moskwa może Katar, ważna cena a nie kupiec. I to jest problem główny współczesnej piłki a nie pustynne tradycje gospodarza, o które czepiać się teraz jest po prostu nieładnie, bo jaki wielbłąd jest to każdy dobrze wiedział już przed.